Czasem ogarnia mnie obezwładniający lęk przed nieznanym, ale równocześnie niesamowita pewność siebie. Wszystko w środku dygoce, aż drży z podniecenia na samą myśl o wyzwaniu. Wciąż rozsypuję się na nowo w tysiące odłamków, łzawy pył. Zawzięcie próbuję połączyć wszystko w jedną całość i spoić resztkami odwagi. Boję się wyjść z tłumu, wychylić się z własnego życia. Boję się wyzwań i dlatego się ich podejmuję. Bo tak naprawdę niełatwo postąpić o krok dalej, przekroczyć granicę przeciętności. Zrobić coś bardziej, więcej, ponad. Poczucie bezpieczeństwa i komfortu kończy się tam gdzie odwaga.
Uwielbiam zdobywać nowe szczyty, kolekcjonować doświadczenia i wygrane, poukładać delikatnie w nienamacalnych szufladach i czerpać gdy tylko przyjdzie ochota. Dążę, pragnę, nie odpuszczam. Codziennie nowy dzień. Cudowne jest to życie z możliwością wyboru.
Warto spróbować. Przecież żyje się tylko raz! Nie chcę niczego później żałować. Chcę żyć i doskonalić samą siebie, by potem spojrzeć wstecz i dostrzec zmianę. Bo to, co najważniejsze to potrafić z życia czerpać, codziennie uczyć się bycia lepszym. Nie tłamsić potencjału, nie zasypywać go stosem lęków i zahamowań. Cichutko zakradam się i obserwuję jak marzenia tworzą się w moim wnętrzu. Jak kolejne światy przede mną swoje wrota otwierają. Przeżycie strachu. Satysfakcja z tego, że to nie on pogrzebał mnie, a odwrotnie. To mój największy sprzymierzeniec. Bo gdyby nie granice, nie byłoby czego przekraczać.